Zapraszam na wywiad z członkiem Sochaczewskiej Grupy Odkrywców Historii. Poruszamy w nim ważne tematy, które dotyczą środowiska poszukiwaczy, ale też kwestie obronności naszego kraju.

Poznaliśmy się osobiście nie tak dawno temu, na planie programu telewizyjnego. W Internecie śledzimy swoje drogi już dosyć długo.
Dawno nie spotkałam człowieka tak pozytywnie zakręconego na tematy historyczne i poszukiwawcze. Do tego pogodnego, zawsze uśmiechniętego i gotowego do działania. Jak sam mówi, z wykrywaczem chodzi już długo, około 17 lat. Do tego ogromna wiedza i zaangażowanie. Marek Marzec to mój dzisiejszy rozmówca- zadałam mu kilka pytań.

Marta:

Jak długo jesteś już w Sochaczewskiej Grupie Odkrywców Historii i jak to się zaczęło?

Marek:

Marto, ponad rok wstecz. Wdałem się w polemikę wtedy jeszcze z anonimowym dla mnie człowiekiem. Jak się później okazało, był to Hubert Pietrzak, prezes SGOH Sochaczewskiej Grupy Odkrywców Historii. Początkowo mieliśmy do udowodnienia sobie pewną kwestię, którą oczywiście postanowiliśmy udowodnić w terenie. Otrzymałem zaproszenie od SGOH do odwiedzin i wspólnej eksploracji jednego z terenów, na które posiadali zgodę WUOZ-u. No i tak doszło do pierwszego naszego spotkania. Później zapadliśmy sobie w pamięć na jakieś dwa tygodnie, natomiast Hubert zadzwonił do mnie któregoś dnia i spytał, czy nie zechciałbym z nimi zrobić kolejnego wypadu. Oczywiście zgodziłem się, no i tak moje losy związały mnie z SGOH.

Marta:

Czyli można powiedzieć, że po prostu tak się dograliście, że Hubert stwierdził, że masz taką wiedzę, i tak fajnie się z Tobą po prostu współpracuje i kopie w terenie, że zaproponował Ci członkostwo.

Marek:

No właśnie, tak. Zostałem, że tak powiem, przyjęty, nie wiem, co chłopaki na to, zostałem przyjęty do Stowarzyszenia i jeszcze przed zebraniem się Walnego Zgromadzenia.

Marta:

I kiedy generalnie zaczęłaś swoją przygodę z wykrywaczem? Od samego początku, jeszcze długo, długo przed Grupą Sochaczewską I co było powodem, dla którego oddałeś się tej pasji?

Marek:

Szczerze mówiąc pierwszy raz w odkrywaniu tego, co ukrywała ziemia przez lata, uczestniczyłem, jeszcze będąc w wojsku, była to jedna z ekshumacji zbiorowej mogiły żołnierzy, wtedy niemieckich, i wtedy po raz pierwszy zobaczyłem szczątki tych ludzi i te wszystkie rzeczy, które z nimi również pochowano, więc były to hełmy, były to elementy wyposażenia, częściowo uzbrojenia również, I dało mi to wiele do myślenia. Przez dłuższy czas nie zastanawiałem się oczywiście nad kupnem wykrywacza, ale jesteśmy też pokoleniem wychowanym na serialu Pan Samochodzik. I tam wszyscy wtedy jak jeden mąż marzyliśmy o poszukiwaniu skarbów, o znalezieniu tego spektakularnego skarbu, który na wszystkich wokół zrobi wrażenie.

Marta:

Tutaj takie bonusowe jeszcze pytanie, ponieważ nie wiedziałam o tym, że brałeś udział właśnie w ekshumacji. Powiedz mi, to jest moje wielkie marzenie generalnie. Jeśli pozwolisz, to też o tym napiszę, dlatego, że nigdy nie byłam przy odkryciu mogiły i chciałabym bardzo być świadkiem tego i zobaczyć jak się przy tym pracuje. Jakie były twoje emocje? W momencie, kiedy zobaczyłeś te szczątki w układzie anatomicznym, że zdałeś sobie sprawę z tego, że tam rzeczywiście leżał człowiek, nieważne jakiej narodowości, bo to już w takich momentach nie jest aż tak istotne.

Marek:

Tak, to już tutaj jest nieistotne.

Marta:

Dokładnie, tylko że doszło do odkrycia kości ludzkich.

Marek:

Muszę być szczery, że absolutnie nie udzieliła mi się atmosfera tej ekshumacji tych poszukiwań, bo takie nazwijmy, muszę powiedzieć szczerze, ja byłem raczej smutny, bardzo rozżalony nad losem tych ludzi. Tam wszyscy byli w pewnej euforii po znalezieniu pierwszych obiektów towarzyszących tym szczątkom. Tam była radość, euforia. Ja nie mogłem tego podzielić. Muszę szczerze powiedzieć, że byłem raczej w podłym nastroju. Było to kilka osób, kilku ludzi. Z opisów późniejszych, jak zdołałem przeczytać, wynikało, że były tam cztery osoby młode w wieku do 25 lat. No ja wtedy to były lata 90. Ja wtedy miałem tyle lat i tak jakoś poczułem się muszę szczerze powiedzieć bardzo smutno i dziwnie.

Marta:

Zdaje mi się, że należy oddzielić sam fakt odkrycia od emocji. Nie byłam przy tym i mam nadzieję, że wszystko przede mną, ale jestem w stanie sobie wyobrazić to, że dochodzi do odkrycia, jest ta euforia, że mamy to, bo przecież po to odkrywamy, szukamy, żeby to znaleźć. Super, natomiast za chwilę wydaje mi się, że ja tak będę miała. Przyjdzie taki moment zadumy, wyobrażeń tego, kto tam spoczywa rzeczywiście i jak do tego doszło, że tam właśnie poległ.

Marek:

Właśnie, skazanych notabene przez realia tamtego okresu na śmierć. Oni tego nie wybierali. To był rozkaz, wiesz, mobilizacja i tak trzeba było, albo trzeba było odebrać życie, albo zostać tego życia pozbawionym. To dramatyczne. Nigdy w życiu nie wyrażam zgody na coś takiego. Oczywiście o ojczyznę trzeba walczyć, ale pamiętajmy, że Ci młodzi ludzie nie mieli wyboru, dostali rozkaz.

Marta:

Też, że za dezercję była śmierć, więc oni naprawdę nie mieli wyboru i tak naprawdę to było nieuchronne. Znaleźć się w tym miejscu i w czasie wiedząc o tym, co rzeczywiście zaraz nastanie, to naprawdę musiały być emocje dla szczególnie młodych ludzi dramatyczne. Ciężko sobie rzeczywiście to wyobrazić.

Marek:

Wracając do tematu, jeśli chodzi o sam detektor i same pierwsze moje doświadczenia z detektorem, poznałem ludzi, którzy nieco wcześniej zainteresowali się używaniem tego urządzenia i poszukiwaniami tego typu. Byli to ludzie stricte związani z muzeami w Polsce, pasjonaci, Ludzie, którzy uczestniczyli w kręceniu kilku filmów dokumentalnych historycznych, czy cyklów historycznych, rekonstruktorzy. I wcześniej czy później musiałem wziąć pierwszy raz detektor do ręki. Okazało się, że jest to pasja, dla której rzuciłem wędkarstwo, moją poprzednią pasję, której poświęcałem się bardzo. I w tej chwili nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł mi zabronić wyjścia w teren z wykrywaczem, tu wielki ukłon do WKZ, WUOZ-ów, za wyrażanie zgód na poszukiwania Bo tak jak już wspomniałem, nie wyobrażam sobie, żebym nie mógł dalej kontynuować tej pasji.

Marta:

Właśnie tak jak ty sobie nie wyobrażasz, tak pewnie większość pasjonatów i detektorystów sobie tego nie wyobraża.

Marek:

Zapewne.

Marta:

Ale do tego wątku zaraz wrócimy, bo pojawi się pytanie bardzo nawiązujące do tego tematu. Podczas rozmowy w terenie zaczęliśmy mówić o prawie i o przepisach. Znajomość to jedno, ale przestrzeganie tego prawa i tych przepisów to inna kwestia. Co myślisz o przepisach, które obecnie obowiązują?

Marek:

To bardzo szeroki temat. Żeby go rozwinąć pewnie potrzebowalibyśmy kilkunastu godzin, bo jest o czym mówić. Prawdę mówiąc, byłbym skłonny zaakceptować pełną liberalizację poszukiwań na tzw. zgłoszenie, zaakceptować formę aplikacji, która została zaproponowana, która jeszcze nie została stworzona. Mógłbym się zgodzić na to, że każdy człowiek ma prawo do bycia pasjonatem i do realizowania swojej pasji. Niestety, obawiam się, to już wynika z mojego doświadczenia wieloletniego, obawiam się, że nie każdy człowiek jest gotowy na to, żeby wykopać na przykład 30-kilogramowy niewybuch czy niewypał z którejś z wojen światowych, a których to w Polsce jest cała masa i nie każdy będzie potrafił zachować się w sytuacji odnalezienia zabytku archeologicznego sprzed dwóch, trzech, pięciu tysięcy lat z epoki, czy to brązu, czy żelaza i nie będzie w stanie rozróżnić tego zabytku od jakiegoś tam złomu, powiedzmy z XX wieku. Co bym proponował? Na początek zaproponowałbym mnóstwo informacji w eterze, czyli mnóstwo informacji publicznych, na podstawie których ludzie będą mogli się edukować, będą mogli obserwować, czytać, uaktualniać, cały czas pokazywać, na co należy zwracać uwagę, czego należy unikać, czego należy się wystrzegać, w jakich sytuacjach zgłaszać przedmioty, które są, wydają się nam niebezpieczne, bo tak samo może wyglądać  wiaderko, które leży metr pod ziemią, jak pocisk moździerzowy zniekształcony, który nie uległ wybuchowi po upadku na ziemię.

Marta:

Czyli generalnie stawiałbyś trochę na taką edukację, na przygotowanie tych poszukiwaczy do wejścia w teren? Coś takiego robi PZE? Czy to jest taka namiastka?

Marek:

Szczerze powiedziawszy, PZE przeprowadza szkolenia, tak to prawda. Przeprowadzają szkolenia, ale te szkolenia są w wąskim gronie. To nie powinno wyglądać tak, że PZE będzie szkolić wszystkich potencjalnych detektorystów. To kraj, państwo z obawy, czy też z dbałości o zdrowie, tych ludzi o życie. Państwo powinno edukować społeczeństwo. Powinniśmy wiedzieć, tak jak wcześniej wspomniałem, co nam wolno, czego nie, czego nie możemy dotykać, co może spowodować uszczerbek na zdrowiu dla nas czy też innych osób. Szczerze mówiąc, zanim zostanie wprowadzona ta aplikacja, minie jeszcze wiele czasu. Bardzo wiele. Wszystko to trwa i trwać musi. Niestety nie da się tego przyspieszyć. Parlamentarzyści mają ograniczony czas. Doba trwa tyle samo co w naszym przypadku i szczerze mówiąc jest wiele innych aspektów, które muszą ogarnąć że tak powiem kolokwialnie.

Marta:

Czyli to, że wejście ustawy jest przedłużane nie jest dla ciebie niczym kontrowersyjnym, niczym celowym? Nie jest to działanie jakichś tam kruczków?

Marek:

Mam nadzieję. Mam nadzieję, w związku z tym stąd moja opinia. Ja mam taką nadzieję, bo jeśli okazałoby się, że jest to działanie celowe, mające zaszkodzić środowisku detektorystów, to muszę użyć tylko jednego słowa. Wypraszam sobie. Naprawdę. Wypraszam sobie takie zachowanie, ponieważ jest to niezgodne nawet z Konstytucją. Nie mamy prawa do swoich swobód obywatelskich, do realizacji swojej pasji. Byłoby to moim zdaniem obrzydliwe. Zakładam, że chodzi tu o nagromadzenie środków finansowych, jak i innych środków, które trzeba zaangażować w stworzenie tego systemu, który pozwoli nam na legalne poszukiwanie.

Marta:

Miejmy nadzieję, że tak jak mówisz, to nie jest działanie celowo, bo rzeczywiście wywołałoby to wielki skandal w środowisku

Marek:

To dopiero byłby ogromny skandal i myślę, że oburzenie naszego środowiska.

Marta:

Tak troszkę odbijając od tematu. Czy masz na swoim koncie jakieś ulubione takie swoje perełki, takie swoje odkrycia? Takie, z których jesteś po prostu dumny?

Marek:

Wiedziałem, że pojawi się takie pytanie, ale jak wiesz, moja droga, ostatnimi czasy realia poszukiwaczy zmieniły się diametralnie. Mianowicie za sprawą odnalezienia sztandaru przez mojego kolegę, naszego kolegę z Sochaczewskiej Grupy Odkrywców Historii.

Marta:

Pozdrawiamy go serdecznie.

Marek:

Pozdrawiamy Krzysztofa oczywiście. Jest to sztandar, jak nam wiadomo, zresztą Ty też już pisałaś o nim w internecie. Jest to sztandar 68 Pułku Piechoty z Wrześni. O czymkolwiek chciałbym teraz opowiedzieć, co udało mi się znaleźć w życiu, byłoby to myślę niestosowne. Więc to znalezisko jest moim zdaniem znaleziskiem no dziesięciolecia. Mam nadzieję, że jeszcze odkryjemy kilka sztandarów, na których bardzo nam zależy. Pilotujemy legendy dotyczące tychże sztandarów, przede wszystkim 37. Pułku Piechoty i jeszcze kilka innych, które przez kumulację walk w okolicy Sochaczewa, gdzie mieści się stowarzyszenie, zostały ukryte właśnie w tym rejonie.

Marta:

Czyli na ten moment odkrycie sztandaru jest po prostu numerem jeden?

Marek:

Och tak, jest numerem uno i absolutnie nic tego nie przebije. Wstydziłbym się powiedzieć cokolwiek.

Marta:

Który okres w historii jest Twoim ulubionym pod względem wiedzy i poszukiwań?

Marek:

Przede wszystkim Kampania Wrześniowa, czyli XX wiek raczej. Taka część środkowa, czy to późny początek XX wieku. Muszę szczerze powiedzieć, że bardzo zależy mi na odkrywaniu tajemnic i wszelkiego rodzaju pamiątek z tego okresu ze względu na to, że mimo iż dowództwo naczelne Rzeczpospolitej miało świadomość, że zostaniemy prawdopodobnie zaatakowani przez Rzeszę Niemiecką, to żołnierze nie do końca byli tego świadomi. To nie było tak, to nie była taka publiczna informacja. Niektóre formacje, niektóre jednostki, niektóre pułki, niektóre dywizje były poinformowane bardziej, inne mniej. I tu dla nich było to gorącym zaskoczeniem. To była normalna służba wojskowa. Jesteś w koszarach, wiesz, jesz śniadanie, obiad, kolację, oddajesz się ćwiczeniom czy czemuś innemu i nagle okazuje się, że którejś nocy to nie są ćwiczenia. Musisz się zerwać, dowiadujesz się, że wróg zaatakował twój kraj. Więc ten okres jest mi, że tak powiem, najbliższy i większość swoich poszukiwań poświęcam właśnie temu okresowi w historii. Jest on też najsmutniejszy dla naszego kraju. Nie karmię się takim patosem, oczywiście nie, ale wszystko co odnajduję z tamtego okresu, a co zmienia mój pogląd na tą historię zapisaną, czy tą powtarzaną, uważam za ogromny sukces.

Marta:

Czyli nie średniowiecze?

Marek:

O nie.

Marta:

Nie epoka brązu?

Marek:

Nie.

Marta:

Teraz przejdziemy do pytania takiego, można powiedzieć o sytuacji aktualnej. Nawiązuje ono troszkę do tego, co się dzieje teraz w Ukrainie i tego, jak możemy przygotować swoich chłopaków na pewne ewentualności, to jest cholernie smutny temat. Ale bardzo blisko stoi, paradoksalnie bardzo blisko stoi moim zdaniem przy tym środowisku detektorystycznym. Jako żołnierz, co uważasz na temat obowiązkowej służby? Lub chociaż przeszkoleniu, na przykład trzy miesięcznym, czy twoim zdaniem to, że nie ma obowiązku w obecnych czasach, to dobry pomysł? To pytanie pada nie tylko ze względu na to, że sam służyłeś, ale wiem też, że wśród detektorystów jest takie przekonanie, że jednak ta służba powinna być dalej, może w skróconym czasie, ale podstawy każdy powinien znać i też wiem, że wielu detektorystów w wojsku było, tą służbę odbyło i te tematy historyczne, poszukiwawcze, one stoją bardzo blisko siebie. Detektoryści mają, zdaje się, zupełnie inne podejście do tematu służby i obronności niż osoby, które się tym tematem w ogóle nie interesują.

Marek:

Tak, Marto, oczywiście masz rację. Wydaje mi się, że w stu procentach. Bo znam wielu ludzi, których nazywamy detektorystami, eksploratorami i to środowisko jest mi bliskie. Muszę szczerze powiedzieć, tak, służyłem. Szczerze powiedziawszy, czego może nauczyć się żołnierz, potencjalny żołnierz w przeciągu trzech miesięcy? Niewielu rzeczy. Aczkolwiek, zna podstawy obsługi broni, czyli potencjalnie jest już obrońcą, obrońcą samego siebie, czy obrońcą swoich bliskich. Kobiet, dzieci, starców już w tej chwili może wykluczyć jednego lub więcej wrogów z działań ofensywnych, z działań napadowych na swoją rodzinę, na swój kraj, więc jestem absolutnie za przywróceniem obowiązkowych szkoleń wojskowych, absolutnie. Moim zdaniem forma trzymiesięczna byłaby bardzo słuszna, ale nie mogłoby się na tym zakończyć to szkolenie. To szkolenie musiałoby być co najmniej w czterech, musiałoby się odbywać co najmniej w czterech etapach po pół roku, między osiemnastym, a dwudziestym piątym szóstym rokiem życia, czyli w tym okresie żołnierz, czy potencjalny obrońca, ktokolwiek, kimkolwiek on by nie był, jakbyśmy go nie nazywali, czy terytorialsi, czy w dowolny sposób, ten człowiek musiałby być szkolony na aktualnie występującym w swojej armii sprzęcie do obrony swojego kraju. Chodzi o aktualizację obsługi danego sprzętu. Nie mam tu na myśli karabinu. Jak widzimy to, co dzieje się na Ukrainie, dostrzegamy fakt, że w tej chwili wojna dronowa, wojna artyleryjska, czy wojna zdalna, w ogóle wojna hybrydowa, elektroniczna, to stricte całe rdzeń wojny. Cała reszta to tylko wybijanie nawzajem ludzi, co uważam za zdrożne i przerażające. Szczerze powiedziawszy, każdy człowiek, który nie potrafi się bronić, jest potencjalną ofiarą. Nie chciałbym, żeby młodzi ludzie w tym kraju byli ofiarami. Chciałbym, żeby byli obrońcami swojej ojczyzny. Zatem absolutnie jestem za szkoleniami wojskowymi i obowiązkowymi szkoleniami wojskowymi. Nie takimi kto chce niech przyjdzie. Kto chce niech przyjdzie mamy dotychczas. Mamy wojska terytorialne, obronę terytorialnej kraju i na obecną chwilę jest to promil z młodzieży, ponieważ cała reszta nie jest zupełnie zainteresowana służbą wojskową. Ciekaw jestem co zrobią. Przecież nie wyjadą wszyscy.

Marta:

Dokładnie jestem tego samego zdania co ty, dlatego że ja już wielokrotnie, nawet jeszcze przed wojną w Ukrainie i tym wszystkim, tej całej otoczce, która miała miejsce później, miałam cały czas nieodparte wrażenie, że ta wojskowość u nas dla tych, co chcą i są chętni, to nie zda egzaminu na dłuższą metę. I tak naprawdę rozmawiam też z osobami, które przeszły tą obowiązkową służbę. Zdania są podzielone. Jedni mówią, że tak, że super, że są zadowoleni z tego, że to przeszli, że coś potrafią, że coś wynieśli i tak dalej. Inni mówią, na zasadzie, że no taka trochę strata czasu. Na początku, tak, ale później już jakby coraz mniej. Jakby teraz to zmienić rzeczywiście i nie te trzy miesiące, ale skrócić to, tak jak mówisz, to podzielić. No to wydaje mi się, że to by wtedy przeszło, bo myślę, że młodzi ludzie bardzo boją się tego, że zostaną zamknięci po prostu jak w celi, jak w więzieniu.

Marek:

Bez telefonów.

Marta:

Bez telefonów, bez komputerów.

Marek:

Tak dokładnie.

Marta:

I w takim powiedziałabym dosyć mocnym reżimie tego wymaga dyscyplina wojskowa. Młodych ludzi to tak przeraża, że boją się tego naprawdę bardzo. I jak rozmawiam z młodymi chłopakami również oni mówią nie w życiu, broń Boże, w ogóle nie ma takiej opcji.

Marek:

Muszę powiedzieć szczerze, przyznam się czytelnikom, że poszedłem do służby jako ochotnik. Ukończyłem 18 lat i w tym okresie służył mój brat. Doktryna obronności w tamtym okresie była taka, że jeśli służy jeden, jedno z dzieci, jeden z synów, no wtedy córek było bardzo mało, w związku z tym mówię, że synów, to nie może drugi iść równocześnie do odbycia zasadniczej służby wojskowej. No i ja prosiłem.

Marta:

Czyli chciałeś.

Marek:

O wzięcie mnie do wojska. Tak, udało się. I to było kilka lat. Uważam, że absolutnie niestracone.

Marta:

No i naprawdę należy tutaj podziękować Tobie, bo twoje doświadczenie i umiejętności na pewno zasługują na ogromny szacunek. I naprawdę należy brać przykład z takich osób, z takiej postawy, no bo ona już zanika. Umówmy się, że ona zanika, a czasy są coraz gorsze.

Marek:

I jeszcze jedna mała konkluzja na sam koniec. Było nas pięcioro, pięciu braci. Wszyscy pięciu odsłużyliśmy zasadniczą służbę wojskową, a moi rodzice zostali odznaczeni brązowym medalem za obronność kraju. No tak na sam koniec, podsumowując.

Marta:

Ja nawet nie byłam świadoma do końca tego, z kim rozmawiam 😉

Marek:

Wiesz, akurat moja zasługa 20%. Byłem jednym z pięciu.

Marta:

Niesamowite. Tym bardziej ogromne podziękowania dla was wszystkich. Jesteście cudowni. Czy chciałbyś się podzielić z czytelnikami jakąś szczególnie ważną dla ciebie historią bądź wydarzeniem?

Marek:

Szczerze mówiąc, na samym wstępie opowiedziałem o mojej pierwszej styczności z tym, co zostało ukryte przed laty w ziemi. I jej nigdy nie zapomnę.

Pamiętam każdy szczegół, nawet słowa wypowiedziane przez zarządzających tą ekshumacją, przez osoby do tego upoważnione. Na pewno nigdy tego nie zapomnę. Przez długie lata myślałem o tym i zastanawiałem się, czy musiało do tego dojść, szczerze mówiąc. Natomiast Jeśli chodzi o samą detektorystykę, to muszę powiedzieć, że takich historii byłoby pewnie dziesiątki tysięcy. Muszę się przyznać, że poszczególne znaleziska, po wyjęciu ich i przekazaniu w odpowiednie miejsce, nie robią już na mnie takiego wrażenia. Istotą rzeczy w moim przypadku jest ten sygnał. Ten pierwszy sygnał, takie 83, to jest oczywiście hipoteza, i powtarzający się, ładnie brzmiący, ładnie wyglądający i ta sama niepewność, co znajduje się pod cewką, z czym za chwilę będę miał do czynienia, tak, no wiesz, do czego by to porównać? Trudno powiedzieć, ale naprawdę do czegoś wzniosłego. To są najwspanialsze momenty w historii mojej detektorystyki i oczywiście zdarzają mi się dosyć często, za sprawą braku lenistwa. Więc jestem z siebie dumny, że tego nie zarzuciłem, że tego nie zostawiłem. To jest cudowna część mojego życia, wspaniała.

Marta:

A jakieś rady dla początkujących?

Marek:

O tak. W obecnym okresie, tak jak już rozmawialiśmy wcześniej, ma powstać aplikacja umożliwiająca poszukiwanie każdemu z nas. Natomiast do czasu, dopóki to się nie wydarzy, serdecznie polecam wszystkim młodym ludziom, czy rodzicom młodych ludzi, czy też dorosłym. To nie ma znaczenia. Polecam wszystkim wybrać się na dni otwarte na przykład Sochaczewskiej Grupy Odkrywców Historii. Zapisać się do jakiegoś stowarzyszenia internetowego. Pojechać, wypożyczyć na chwilę detektor. Zapewniam, że każdy z nas chętnie pożyczy zainteresowanemu, żeby sprawdzić, czy jest to jego pasją, żeby sprawdzić, czy to właśnie Cię kręci, a jeśli tak, zrzeszajcie się. To bardzo istotne. Przede wszystkim w grupie zawsze jest większa siła przybicia, większe

przełożenie w instytucjach. Jeżeli posiadamy KRS, jeżeli jesteśmy instytucją publiczną, jest nam łatwiej podjąć polemikę w kwestiach zgód, zezwoleń na poszukiwania. Mamy większe doświadczenie, dzielimy się nim na co dzień. Tak naprawdę rozwijamy się, edukujemy wszyscy. Ja od ponad roku pobytu w SGOH nauczyłem się też bardzo wielu rzeczy. Nigdy nie powiedziałem, że zjadłem wszystkie rozumy. Dużo młodsi ode mnie chłopaki pokazali, że jednak nie wiem wszystkiego.

Marta:

To jest cudne. Tutaj jeszcze chciałabym w tym miejscu, żeby nie zapomnieć, co jest ważne, zachęcasz do spędzania aktywnie takiego wypoczynku, obcowania z naturą, bo to nie jest tylko chodzenie i machanie ręką, że tak powiem. No tak. Ale to jest obcowanie z przyrodą, odpoczynek od zgiełku i tak dalej. To jest super. I zachęcamy całe rodziny, bo przecież detektorystyka to nie jest już teraz tylko i wyłącznie domena mężczyzn.

Marek:

Absolutnie nie.

Marta:

Jest również coraz więcej wspaniałych kobiet, które się tym zajmują, które mają również ogromną wiedzę, które mogą na równi z mężczyzną porozmawiać na tematy trudne, historyczne.

Marek:

Oczywiście.

Marta:

Wiem i mówię to ze swojego punktu widzenia i ze swojego doświadczenia, że teraz naprawdę całe rodziny mogą tą detektorystyką się zajmować.

Marek:

Dokładnie. Biorąc pod uwagę to, co przed chwilą powiedziałeś, serdecznie pozdrawiam rodzinkę detektorystów. W tym Ewelinę Nadrowską i cudowną córeczkę, która również przypuszczam będzie detektorystą, gdy dorośnie chociaż już ma za sobą pewne sukcesy. Serdecznie ich pozdrawiam przy okazji.

Marta:

Mając rodziców, którzy się tym z taką dużą pasją i oddaniem zajmują, to chyba nie ma za bardzo już innej opcji 😊

Marek:

Żeby się tym nie zajmowała.

Marta:

Ale tak, ja też patrzę, oglądam, co robią i co odkrywają. Mają naprawdę fantastyczne rzeczy na koncie. Pozdrawiamy. Ja ze swojej strony już wykorzystałam limit pytań😊

Marek:

Ja jeszcze chciałem, korzystając z okazji, że mogę coś powiedzieć publicznie, chciałem Ci bardzo serdecznie podziękować. Podziękować za to, co robisz. Przede wszystkim podziękować Ci za poświęcony mi czas. Podziękować za to, że wszystko co robisz, robisz dla naszej historii, historii naszego kraju, dla utrwalania tego wszystkiego. Pomagasz nam, detektorystom, pokazać drugie swoje oblicze, nie to oblicze widziane okiem laika, lecz to prawdziwe, kim naprawdę jesteśmy, co robimy i do czego zmierzamy tak naprawdę. Bardzo serdecznie Ci dziękuję.

Marta:

Bardzo mi było miło Ciebie poznać w terenie ostatnio na poszukiwaniach nad Bzurą tak, więc tam się poznaliśmy, no i kontynuacja mam nadzieję będzie jeszcze bardzo owocna.

Marek:

Ależ oczywiście.

Marta:

I nie jest to nasze ostatnie spotkanie absolutnie teraz w rozmowie, ale przede wszystkim w terenie.

Marek:

Bardzo Ci dziękuję.

Marta:

Ja też bardzo dziękuję😊

Najlepsze i najtańsze wykrywacze metalu na początek jak i dla profesjonalisty!

Pewne wykrywacze z najwyższej półki dla początkujących i zaawansowanych… do tego sprzęt do kopaniakoszulkimonety i wiele innych – zapraszamy!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Dodaj proszę swój komentarz!
Tutaj wpisz swoje imię

Comment moderation is enabled. Your comment may take some time to appear.