Wracał ze zrzutu zaopatrzenia dla walczącej już w powstaniu Warszawy – szczątki bombowca RAF-u Handley Page Halifax MK V EB 147 odkryli po prawie 80-ciu latach od zestrzelenia poszukiwacze z staszowskiego Stowarzyszenia Historyczno-Archeologicznego im. 2 Pułku Piechoty Legionów Staszów.
„Cała historia poszukiwań bombowca rozpoczęła się gdy jeden z członków naszej grupy, Dariusz Witczak, podczas pracy w tamtych okolicach usłyszał opowieść o zestrzelonym samolocie, który podobno nadal miał znajdować się pod warstwą ziemi na jednym z pól w miejscowości Wojciechowice. Postanowiliśmy zweryfikować tą informację.” – mówi Jarosław Woś, ze Stowarzyszenia Historyczno-Archeologicznego im. 2 Pułku Piechoty Legionów Staszów
Pasjonaci zdobyli więc wszystkie wymagane prawem zgody i rozpoczęli rekonesans na wskazanym terenie. Przeprowadził go członek zarządu w/w stowarzyszenia Jarosław Woś, wspólnie z Pawłem Osobą i Piotrem Szczurem. Już wtedy przy pomocy wykrywaczy metali natrafili na kilka mniejszych przedmiotów pochodzących z samolotu, co jedynie potwierdziło że w tym miejscu doszło do opisanych wydarzeń. Następnie przystąpili do kolejnych poszukiwań już z bardziej poważnym sprzętem jaki jest wykrywacz ramowy.
„W nocy z 4 na 5 sierpnia 1944 roku Niemcy strącili cztery samoloty ze 148. dywizjonu Royal Air Force – Królewskich Sił Powietrznych (jeden nad Wojnarową koło Nowego Sącza, drugi w Dębinie Zakrzowskiej pod Tarnowem, trzeci koło Dąbrowy Tarnowskiej, i opisywany tu Halifax EB-147 K). Samoloty przyleciały z bazy Campo Casale koło Brindisi we Włoszech, zaopatrzone w broń, amunicję i środki opatrunkowe dla walczącej Warszawy. Na ten moment udało się nam odnaleźć jego dwie piasty śmigieł, chłodnicę i troszkę drobnicy.” – dodaje Jarosław Woś
Wspomniany Handley Page Halifax EB-147 K (kod eskadry i znak wywoławczy FS-K; F/O King i załoga) po powrocie ze zrzutu nad Warszawą został ostrzelany przez samoloty niemieckie i spadł w gminie Wojciechowice. Sześciu członków z siedmioosobowej załogi podczas zorganizowanej obławy dostało się do niewoli niemieckiej. Tylko jeden z nich uniknął schwytania, był to pełniący funkcję nawigatora porucznik John Symington. Miał on ukryć się w jednej z przydrożnych kapliczek, a następnie spotkać miejscowego chłopa, który zaprowadził go do kogoś z AK, później przemierzał ziemię Świętokrzyską ukrywając się w licznych miejscach. Prawdopodobnie wszyscy po uszkodzeniu maszyny wyskoczyli przed jej rozbiciem na spadochronach.
Jak zapowiada Jarosław Woś, poszukiwania w Mierzanowicach będą kontynuowane, odkrytych artefaktów z brytyjskiego bombowca więc zapewne przybędzie.
W poszukiwaniach wziął udział Patryk Chmielewski (Profesor Detektorysta), którego relację możecie zobaczyć poniżej: